... będzie tak z 10 lat temu, ale raczej osiem - w każdym bądź razie moje dziewczyny były wtedy jeszcze małe dość,
podczas wakacji u rodzinki w Karkonoszach wybraliśmy się na wycieczkę do Karpacza.
Po intensywnie spędzonym dniu (muzeum zabawków, rynna zjazdowa na stoku Kolorowa, Western City i takie tam) postanowiliśmy się gdzieś posilić.
W ten oto sposób trafiliśmy na Bistro Aurora * specjalizujące się w kuchni rosyjskiej, gdzie po raz pierwszy w życiu miałam okazję zakosztowaćtytułowych pielmieni...
Knajpa ujęła nas swoim wystrojem, pysznym jedzeniem, ogrooomnymi porcjami dań i przyzwoitymi ich cenami.
Rosyjska muzyka w tle tylko dopełniała całości...
Restauracja istnieje zresztą do dziś, choć podobno zmienił się niestety na niekorzyść stosunek ceny do jakości i wielkości serwowanych dań - ponieważ jednak od tamtego czasu nie byłam, to głowy za te plotki nie dam :D
Pielmieni w Aurorze posmakowały mi na tyle, że postanowiłam sama nauczyć się je robić i od tamtego czasu gotowałam je już wiele razy
- tylko na bloga jakoś do tej pory nie było okazji wrzucić ;)
Pielmieni w rosole
Składniki:
ciasto:
- 40 dag mąki
- łyżeczka soli
- łyżeczka masła
- jajko
- 1/2 szklanki gorącej wody
- 1/2 kg mielonej wieprzowiny (łopatka)
- 1/2 kg mielonej wołowiny
lub zamiast jednego i drugiego kilogram mielonej baraniny/jagnięciny - 3 ząbki czosnku (bardzo drobno posiekane, zmiażdżone lub starte na drobnej tarce)
- cebula (pokrojona w drobną kostkę i podsmażona)
- 1/3 szklanki wody
- dużo majeranku
- sól, sporo pieprzu
Mąkę na pierogi przesiewamy, robimy zagłębienie, do którego wsypujemy sól, wbijamy jajko, dodajemy wodę wymieszaną z masłem i zagniatamy.
Ciasto przykrywamy czystą ścierką i odstawiamy mniej więcej na godzinkę aby ostygło.
Wszystkie składniki farszu dokładnie ze sobą mieszamy.
Ostudzone ciasto wałkujemy, wycinamy z niego kółka (raczej mniejsze niż większe), pakujemy farsz, lepimy pierożki i znów odstawiamy
- tym razem na pół godziny i do lodówki.
Gotujemy 10 minut na małym ogniu, w osolonej wodzie z dodatkiem liścia laurowego.
Podajemy z rosołem wołowym, a raczej w rosole.
Ciasto przykrywamy czystą ścierką i odstawiamy mniej więcej na godzinkę aby ostygło.
Wszystkie składniki farszu dokładnie ze sobą mieszamy.
Ostudzone ciasto wałkujemy, wycinamy z niego kółka (raczej mniejsze niż większe), pakujemy farsz, lepimy pierożki i znów odstawiamy
- tym razem na pół godziny i do lodówki.
Gotujemy 10 minut na małym ogniu, w osolonej wodzie z dodatkiem liścia laurowego.
Podajemy z rosołem wołowym, a raczej w rosole.
* Zdjęcie archiwalne (lipiec 2007) z żywą reklamą lokalu :D |
super super
OdpowiedzUsuń... ależ się rozpisałaś - jak zwykle :P
UsuńTy tam u siebie masz zdaje się lamba pod dostatkiem (w każdym sklepie), możesz więc robić taki rosół, co niedzielę niemal - jak w domu ;)
Jadłam w tym bistro. Chyba kołduny. Albo pierogi z czymś. Nie pamiętam :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że mi smakowały i były ostre. Wrażenie zrobił na mnie wystrój wnętrza. Czerwień wszechobecna :)
Ale wspomnienia przywołałaś :) Świetny post.
Na nas wystrój też zrobił wielkie wrażenie - zwłaszcza maska przeciwgazowa w toalecie :P
UsuńTakiego rosołku to jeszcze nigdy nie jadłam, gdy tylko zobaczyłam zdjęcia to pomyślałam o rosole , ale z ryb :D .
OdpowiedzUsuńTwój wygląda smakowicie :)
Dziękuję - koniecznie spróbuj a przekonasz się, że nie tylko wygląda smakowicie, on taki po prostu jest :D
Usuń