Jego walentynkowość wynika przede wszystkim z czasookresu w jakim zdarzyło mi się je przygotować, choć równie dobrze mogłoby być
tiramisu karnawałowym (Tłusty Czwartek), lub tiramisu rodem z horroru (Piątek Trzynastego) oraz z kształtu jaki nadałam jednej z porcji na potrzeby sesji foto ;)
Przedstawiać go chyba nie muszę - zwane deserem bogów (w/g wiki raczej dożów, ale kto to wie - może bogów też), pyszne, aromatyczne, kremowe :)
Mniaaam!
Wiem, wiem - są tacy, co wolą rzodkiewkę... :D
Wersja, którą tu zaprezentuję, jest wersją bez bitej śmietany.
Przepis znalazłam na www.mojadelicja.pl pod tytułem "Tiramisu - najlepsze, bez śmietany"
i dokładnie właśnie takie ono jest :D
Bez śmietany i najlepsze :)
- kubek mocnej kawy (ok. 300 ml)
ja użyłam kawy z ekspresu, ale może być i tradycyjnie parzona :) - 100 ml likieru amaretto
(do zastąpienia paroma kroplami olejku migdałowego) - 7 żółtek
- 500 g serka mascarpone
- 150 g cukru
- 2 op. podłużnych biszkoptów ok. 250-300g.
- ich ilość zależy od wielkości naczynia, w którym zamierzamy umieścić deser
- MUSI ICH WYSTARCZYĆ na 2 warstwy! - dobre kakao
lub starta gorzka czekolada do posypywania
Zaparzyć kawę i odstawić do wystudzenia.
Jaja umyć, sparzyć wrzątkiem a następnie oddzielić żółtka od białek i utrzeć z cukrem na puszystą masę (białka można wykorzystać np. do zimowej Pavlowej ;)).
W drugim naczyniu zmiksować (rozetrzeć) serek mascarpone a następnie dodać żółtka i delikatnie (na niskich obrotach) zmiksować/wymieszać jedynie do połączenia się składników, nie dłużej.
Im dłużej masa będzie miksowana, tym bardziej rzadka się stanie.
Do naczynia , w którym bez problemu będziemy mogli manewrować biszkoptami, wlać ostudzoną kawę i wymieszać ją z likierem amaretto.
Namaczać biszkopty z obu stron - na tyle długo by zmiękły i na tyle krótko by nie zdążyły się rozpaść :D
Bardzo mi przykro - po prostu trzeba je wyczuć ;)
Namoczone biszkopty układać w prostokątnej formie (moja miała 20x25 cm) jeden obok drugiego. Wyłożyć na nie połowę kremu i posypać wierzch kakao.
Całość operacji powtórzyć - czyli ułożyć kolejną warstwę biszkoptów, na niej resztę kremu i znów posypać wierzch kakao.
Wstawić deser do lodówki i zapomnieć o nim najlepiej na całą noc.
Wiem, wiem - nie jest to łatwe, zwłaszcza jeśli człowiek przypadkiem spróbował tego kremu wcześniej :D
... ale warto poczekać!
Wierzcie mi - naprawdę warto.
super super!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńDomyślam się, że po Tiramisu nie pozostał ślad... ale ja się wpraszam na następny raz :)
OdpowiedzUsuńHeh trudno było wytrzymać do następnego dnia jak ju człowiek spróbował tego kremu. Naprawdę pychaaa!
UsuńJa jestem strasznym łasuchem i lubię takie puszyste i kremowe ciasta/desery ale ten krem powalił mnie na kolana....
Piękne sercowe Tiramisu Ci wyszło Aniu :) Cieszę się, że mój deserek Ci posmakował. Aż mi smaka zrobiłaś, przypominając o nim ;) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńPosmakował? On jest w pierwszej piątce a może i wyżej moich najulubieńszych desero-słodkości :D
OdpowiedzUsuń